To by było trzęsienie ziemi. Morawiecki liczy na podmiankę?

Dodano:
Poseł PiS Mateusz Morawiecki Źródło: PAP / Paweł Supernak
Mateusz Morawiecki ma wciąż liczyć na to, że to on będzie kandydatem PiS w majowych wyborach prezydenckich.

Partia Jarosława Kaczyńskiego przez wiele miesięcy prowadziła badania i analizy dot. tego, kto powinien reprezentować ją w starciu o Pałac Prezydencki. Przez długi czas na giełdzie nazwisk pojawiał się były premier Mateusz Morawiecki, jednak ostatecznie uznano, że ciąży na nim odium niepowodzeń 8 lat rządów Zjednoczonej Prawicy (m.in. zgoda na unijny Zielony Ład, a także konsekwencji restrykcji wprowadzonych w czasie pandemii COVID-19). Partia postawiła na szefa IPN Karola Nawrockiego, który startuje jako kandydat bezpartyjny, ale z poparciem partii.

Czy możliwa jest tzw. podmianka kandydata? Obserwowaliśmy ją w wyborach prezydenckich w 2020 roku, kiedy to słabo radzącą sobie Małgorzatę Kidawę-Błońską zamienił Rafał Trzaskowski. "Mateusz Morawiecki nie stracił nadziei na to, że jeszcze uda się coś zrobić. Póki kandydaci nie zostali zarejestrowani, póty można ich wymienić. Ba, nawet jeśli zostaną, to i tak można jeszcze kogoś dołożyć, bo w tych wyborach są to komitety kandydata, a nie partii. Zatem – zupełnie teoretycznie, bo to jest political fiction – nawet gdyby Karol Nawrocki został zarejestrowany, ale w PiS wydarzyłoby się coś niespodziewanego i partia nie chciała go dłużej wspierać, można zarejestrować kogoś innego. Nawrocki kandydowałby sobie wtedy jako Nawrocki, a PiS nowemu kandydatowi mogłoby oddać wszystkie pieniądze i całe kampanijne zaangażowanie. A zatem do marca jest jeszcze nadzieja" – donosi tygodnik "Newsweek".

– Nie mam najmniejszych wątpliwości, że największą ambicją Morawieckiego jest zostanie prezydentem. Zawsze tego chciał, a teraz ma świadomość, że jak nie dziś to nigdy. Ma 56 lat, za dekadę będzie za późno – przekonują frakcyjni wrogowie byłego premiera.

Morawiecki inwestuje w siebie

Uwagę zwraca duża aktywność Morawieckiego w mediach społecznościowych. "Wystarczy popatrzeć na posty byłego premiera na Facebooku i portalu X, żeby nabrać podejrzeń, że Mateuszowi Morawieckiemu na czymś bardzo zależy. Na samym Facebooku reklamy wykupione przez niego reklamy kosztowały ponad 23 tys. zł. Mówimy tu o reklamach wyświetlanych od 29 listopada do 5 stycznia. A zatem raptem przez pięć tygodni w tym prawie dwa tygodnie świąt. Z drugiej strony jest Karol Nawrocki, który w reklamowanie siebie zainwestował 10 razy mniej, bo niewiele ponad 2 tys. Oczywiście za reklamówki Nawrockiego płaci także partia, która tylko na portalu Zuckerberga zainwestowała 25-30 tys. w 25 różnych mutacji reklamy swojego kandydata" – czytamy.

Źródło: Newsweek
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...